czwartek, 27 października 2011

Proboszcz w Małkini nie wpuścił trumny do kaplicy

Źródło: http://www.to.com.pl
Córka zmarłej nie może zrozumieć, dlaczego tak została potraktowana. Ksiądz twierdzi, że górę wzięły emocje. Ostatnie lata swego długiego życia Helena R. spędzała u swej córki w Małkini Górnej. Zmarła w jej domu przeżywszy 90 lat.
- Matka przez całe życie mieszkała w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, tam co niedziela chodziła do kościoła i z tego właśnie kościoła chciała być odprowadzona na pobliski cmentarz – mówi Jadwiga S., córka zmarłej. W Małkini Górnej są dwie parafie. Jadwiga S. mieszka w tej młodszej, czyli w parafii Nawrócenia Św. Pawła Apostoła. Jest w gronie zaangażowanych parafianek. Takich, co to wspierają parafię finansowo, ale także nie dadzą złego słowa o księżach powiedzieć.
- Do głowy mi nie przyszło, że coś takiego spotka mnie ze strony księdza – mówi Jadwiga S.
Przy kościele jest kaplica pogrzebowa z chłodnią, w której można wystawić trumnę z ciałem zmarłego, wieczorem pomodlić się, a następnego dnia urządzić pogrzeb. Korzystają z niej mieszkańcy Małkini i okolic, których dotknęła śmierć bliskiej osoby. Helena R. zmarła w sobotę. Tego samego dnia ciało zabrała firma pogrzebowa z Małkini. To jej pracownicy mieli załatwić pozostawienie ciała w kaplicy przy kościele. Wiadomo było, że kaplica jest pusta. Ciało zabrane jednak zostało do chłodni w Andrzejewie, ponieważ – jak mówił przedstawiciel firmy – nie udało im się tego dnia skontaktować ani z kościelnym, ani z proboszczem. Jak opowiada Jadwiga S., w niedzielę rano, karawan z trumną zajechał pod kościół. Akurat skończyła się poranna msza święta.
- Ksiądz proboszcz wyszedł już z kościoła i szedł w stronę plebanii – wspomina Jadwiga S. – Tam z nim rozmawiałam. Powiedziałam, że matka wczoraj zmarła i że chciałabym skorzystać z kaplicy. Ksiądz był miły, dopóki nie dowiedział się, że zgodnie z wolą mamy pogrzeb odbędzie się w tej drugiej parafii. Wtedy kazał zabierać ciało. Ksiądz poszedł na plebanię, a ciało zmarłej z powrotem przewieziono do Andrzejewa, skąd zabrano je następnego dnia. Wtedy odbył się pogrzeb. Po pogrzebie Jadwiga S. skontaktowała się z naszą redakcją.
- Jadwiga S. rozmawiała ze mną na podwórku, kiedy po mszy szedłem na plebanię – mówi ks. Henryk Stawierej, proboszcz parafii. – Powiedziała, że zmarła jej mama, którą dobrze znałem, bo przez kilka lat mieszkała u córki. Złożyłem jej wyrazy współczucia. Jadwiga S. poinformowała mnie, że za chwilę pod kościół podjedzie karawan z trumną i ona chce ciało przechować w kaplicy. Takie sprawy zawsze uzgadnia się w kancelarii, ale ona po prostu to zakomunikowała i to w taki sposób, że zdumiało mnie to. Być może nawet jakoś to skomentowałem, a potem poszedłem w stronę plebanii. Spodziewałem się, że ona pójdzie za mną. Czekałem na nią kilka minut w kancelarii, ale nie przyszła. Gdyby przyszła, z pewnością nie byłoby żadnego problemu i ciało zostałoby wystawione w naszej kaplicy. Też uważam, że należy szanować wolę zmarłego. Przykro mi, że sprawa nabrała takiego rozgłosu. Ja w tej sprawie mam zupełnie spokojne sumienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz