niedziela, 30 czerwca 2024

Handel i usługi na przełomie wieków w Małkini

 O tym, jak na przełomie wieków rozwijał się w Małkini handel i usługi, a także o tym, jak małkińscy chłopi nie chcieli być mieszczanami-kolejna książka o Małkini.


Utworzenie kolejowej stacji węzłowej i możliwości komunikacji we wszystkich kierunkach świata stało się motorem rozwoju Małkini i całej okolicy. Następował szybki wzrost ludności, a wraz z nim dość szybki rozwój handlu i usług. Niewiele jeszcze wiadomo o pierwszych, stałych placówkach handlowo – usługowych w tym okresie. Z drukowanych źródeł można się m.in. dowiedzieć o założonym w latach 90. XIX wieku, pierwszym składzie aptecznym, którego właścicielem był prowizor Stanisław Sakowicz. Można przyjąć, że był to jednocześnie pierwszy obywatel Małkini z ukończonymi studiami wyższymi (tylko absolwent Akademii Medyczno-Chirurgicznej, odbyciu stażu w aptece i zdanym egzaminie mógł używać takiego tytułu). Ten zasłużony dla Małkini aptekarz prowadził swoją działalność medyczną w Małkini aż do lat 30. XX wieku, kiedy to zastąpił go w tej misji kolejny magister farmacji, Pan Józef Kocel. Dla przypomnienia dodam, że działalność prowizora w tamtych latach, to było nie tylko rozprowadzanie lekarstw, ale także typowa działalność medyczna.
Prowizor sprawował również nadzór nad produkcją, np. żywności czy napojów z
przeznaczeniem ich na handel. Znane są przypadki w historii Małkini, kiedy to, np. pan
Sakowicz wstrzymywał produkcję wody gazowej, gdy producent nie spełniał wymogów
sanitarnych. Przekonał się o tym właściciel firmy Szloma Barenbaum, produkujący wodę w Małkini i sprzedający ją w sklepie w Podgórzu Gazdach dla żołnierzy z poligonu gąsiorowskiego. Z zachowanej dokumentacji o tym przypadku wynika również, że Pan Sakowicz był raczej osobą nieprzekupną i miejscowi dostawcy woleli raczej współpracować z lekarzami wojskowymi z poligonu w Gąsiorowie. Opisana była również przez autora na tych forach, działalność na przełomie wieków małkińskich felczerów oraz historia pierwszej dentystki Rebeki Goldberg. Prężną działalność handlowo-usługową prowadził też w tych latach w rejonie stacji kolejowej Pan Władysław Pawłowski. Funkcjonowały tam zarządzane przez niego bufety, oddzielne dla podróżnych różnych klas oraz kawiarnia. To, dlatego do
pomocy ściągnął wówczas z Warszawy swoją kuzynkę, a matkę znanej z lat późniejszych,
długoletniej i popularnej małkińskiej nauczycielki, Tekli Piątkowskiej. Bazę handlowo- usługową stacji kolejowej uzupełniał ponadto sklep-kiosk z gazetami, przyborami piśmiennymi i książkami. Rozwój ruchu pasażerskiego i nadmierne wykorzystywanie budynku pocztowego jako awaryjnego budynku hotelowego dla podróżnych, nocujących na stacji spowodowało też, że Pan Władysław pobudował w pierwszych latach XX wieku murowany hotel, stojący do dziś przy ulicy 1 Maja. Było to niewątpliwie wydarzenie, bo murowanych domów, a tym bardziej hoteli, było w regionie jak na lekarstwo. Panowała wtedy moda na domy drewniane. Stacja kolejowa też miała w tych latach zabudowę drewnianą. W Małkini w pierwszych latach XX wieku były 4 budynki murowane (nie było jeszcze wtedy kościoła i zabudowań kościelnych). Podobna sytuacja przedstawiała się również w sąsiednich, większych skupiskach ludzkich, czyli osadach. W Andrzejewie były 2 budynki murowane, Broku 3, a w Nurze tylko 1 budynek murowany. Najwięcej, bo 5 takich budynków było w Zarębach Kościelnych. Jednak najpoważniejszym handlowcem w tych latach w Małkini był Jakow Meir Rakowski zwany „wagoniarzem”. Przydomek ten nadano mu dlatego, że sprowadzał towary całymi wagonami kolejowymi. Przybył do Małkini w końcu lat 80. XIX stulecia. W wydzierżawionych budynkach w rejonie stacji, przy dzisiejszej ulicy Nurskiej, prowadził składy soli, śledzi, nafty i kasz. Interes szedł mu tak dobrze, że otworzył filię w Kaczynie, blisko stacji kolejowej w Ostrołęce. Według zapisów jego syna, publikowanych w Księdze Żydów Ostrołęckich, do Małkini ściągali wtedy, ze względu na dogodne połączenia kolejowe, hurtownicy z odległych części kraju. Jakow Rakowski miał również wybudować dla swoich współwyznawców Dom modlitwy w Małkini. Jednak jak pisze Mark Rakowski, ojciec przewidział bieg wypadków, związanych z utrudnieniami w prawach dzierżawienia ziemi kazowej i w pierwszych latach XX wieku przeniósł się do swojej filii, gdzie wybudował
własny dom (szerzej o tych utrudnieniach będzie w dalszej części). Niemal równolegle do opisywanych wydarzeń następował w Małkini, burzliwy jak na miejscowe warunki, rozwój sieci sklepów. Dotychczas handel w gminie był zmonopolizowany przez mieszkańców Broku i  mniejszym stopniu przez placówki handlowe w sąsiednich osadach. Istotną rolę w handlu odgrywały cotygodniowe targi gminne w Broku. Korzystały również na tym miejscowe placówki handlowe różnego typu. Jak podaje prof. Dobroński, w Broku w tych latach funkcjonowało wśród licznych sklepików aż 8 karczm. Wydaje się oczywiste, że działalność i oferta tego typu placówek handlowych nakierowana była głównie na przyjezdnych, okolicznych chłopów. Trzeba dodać, że w Małkini była również jedna karczma. W tej sytuacji, kiedy zaczął się rozwijać handel w Małkini, to nie mogło to być mile widziane w okolicznych osadach, bo oznaczało to spadek dochodów, mniejszą liczbę klientów, a konkurencyjność wymuszała też obniżkę cen detalicznych, co z kolei oznaczało mniejszy zysk. Aktualny stan tych placówek w latach 1903-1904 przedstawiają dane z tabelki. Na podkreślenie zasługuje też fakt, że w gminie Orło, oprócz Małkini wszystkie placówki (sklepy) skupione były właśnie w Broku. Odmienna sytuacja w tej dziedzinie występowała w gminie sąsiedniej, Zarębach Kościelnych. Jak widać na zestawieniu, handel rozwijał się tam prężnie również poza osadą.
Sprzyjała ku temu sytuacja, bo wsie z tej gminy: Podgórze Gazdy, Rostki czy Zawisty Dzikie położone były między dwoma skupiskami żołnierzy, czyli poligonem w Gąsiorowie i koszarami, usytuowanymi na pograniczu Zawist i Małkini. Dodatkowo w środku tego obszaru prężnie funkcjonował tartak w Rostkach. Z zestawienia wynika też, że w ciągu kilkunastu lat stan placówek handlowych w Małkini, ze stanu zerowego osiągnął poziom sąsiednich osad (miasteczek), jak Andrzejewa czy Nura, a razem ze sklepikami z najbliższej okolicy stanowił coraz większe i poważniejsze centrum handlowe w regionie, mogące coraz skuteczniej konkurować ze wspomnianym Brokiem czy Zarębami Kościelnymi. Kolejnym rodzajem handlowania był handel obwoźny czy obnośny. Była to przed I Wojną Światową bardzo prężna gałąź handlu i również, jak wynika z przekazu starszych ludzi, opanowana w regionie przez handlowców z Broku. Handlowano w ten sposób prawie wszystkim, od religijnych obrazów, przez żywność do produktów przemysłowych. Przedstawicielem takiego typu działalności w Małkini był kilkakrotnie już charakteryzowany na tym forum późniejszy biznesmen, współwłaściciel wytwórni papy i założyciel Żydowskiej Kasy zapomogowo- pożyczkowej w okresie II Rzeczypospolitej Boruch Aria Kelmanowicz. Jednak w pierwszych latach XX stulecia trudnił się on handlem i sprzedażą słynnych maszyn do szycia marki „Singer”. Taka działalność musiała być też zarejestrowana i wymagała zgody władz, ale nie dysponuję na razie wykazem handlarzy wędrownych w gminie Orło. Wracając do czynników, mających wpływ na rozwój Małkini, należy jeszcze raz wspomnieć o specyfice użytkowanej przez małkińskich chłopów ziemi i wynikających stąd problemów.
Znakomitym wsparciem w przybliżaniu obrazu Małkini z tamtych lat i tego problemu jest
dostępna na rynku nowa pozycja książkowa. To interesujący esej, w którym została
przedstawiona charakterystyka stosunków społecznych i zwyczajów na pograniczu
Mazowsza i Podlasia w XX wieku pod tytułem „Ślachta”. Maciej Falkowski, autor tej książki,
ma ścisłe powiązania rodzinne z mieszkańcami Małkini i okolicznych miejscowości. Ten młody i zdolny publicysta przedstawia na tle regionalnych zwyczajów i obyczajów oraz faktów historycznych, losy i bogate koligacje swojej, rozgałęzionej i wielkiej rodziny, w tym dobrze znanego starszym małkinianom najsławniejszego reprezentanta z okolic Małkini w Brazylii, misjonarza, ks. Czesława Rostkowskiego. Gorąco polecam tę pozycję. Trzeba docenić też i to, że autor korzystał m.in. również ze źródeł zawartych na stronie: Historia nad Bugiem pisana, autorstwa Magdaleny Barzyczak oraz innych lokalnych publikacji, jak np.znawcy regionalnej historii, Jerzego Madzelana. Jednak oczywiste walory tego opracowania nie mogą przysłonić całkowicie pewnych przejęzyczeń lub mylnej oceny niektórych faktów, szczególnie tych, dotyczących Małkini. Chodzi tu właśnie o problem prawny pobytu ludności
pochodzenia żydowskiego na terenach czy ziemiach tzw. ukazowych, a więc i w Małkini,
przed I Wojną Światową. Otóż autor barwnie opisuje na stronie 28, jak to chłopi małkińscy
obawiali się zostać mieszczanami. Jest to bez wątpienia żart, a powtarzany kilkakrotnie za
innymi obraca się w pewnego rodzaju pewnik. Jednak podawana przyczyna takich postaw
już do żartów nie należała. A były one poważne i dotyczyły całego Królestwa Polskiego. Według autora chodziło o obawy miejscowych obywateli co do wzrostu ludności pochodzenia żydowskiego we wsi, w sytuacji, gdy zmieni się status Małkini ze wsi na miasto i Żydzi będą mogli nabywać ziemię na własność. Rzeczywistość była jednak nieco inna, bardziej skomplikowana, a ponadto, chłopi małkińscy byli podzieleni w swoich opiniach i gremialnie nie podzielali tych obaw co do wzrostu odsetka ludności żydowskiej. W tamtych uwarunkowaniach prawnych procedura zamiany statusu wsi na miasto nie mogła być brana pod uwagę, jak również na osadę (taką nazwę nadano byłym miastom). Funkcjonowało wówczas 359 osad, przemianowanych z ogólnej liczby 452 miast w Królestwie Polskim.
Powstały one na mocy ukazu z dnia 1 czerwca 1869 roku o zmniejszeniu liczby miast. W
najbliższej okolicy Małkini były to osady: Andrzejewo, Brok, Nur, Zaręby Kościelne.
Większość z ich mieszkańców też uprawiała ziemię. Mieszczanie rolnicy np. w Broku
otrzymali ziemię z woli cara, ale na podstawie innego ukazu (ustawy) niż np. chłopi w
Małkini, tj. ukazu z dnia 9 listopada 1966 roku. Dlatego nie podlegali oni restrykcyjnym
przepisom, wprowadzonym 11 czerwca 1891 roku, a dotyczącym tylko ziemi nadanej na
mocy ukazu z 1964 roku. Zaznaczono już, że sytuacja była bardziej złożona. W warunkach
Małkini, po 1912 roku ludność pochodzenia żydowskiego nie tylko nie mogła dzierżawić
ziemi (jak pomyłkowo podaje autor) nie mówiąc już o jej kupnie, ale i nie mogła także
przebywać przez dłuższy okres w Małkini, bo to oznaczałoby eksploatowanie przez nich
ziemi włościańskiej. Według prawa dzierżawiona przez nich ziemia musiała wrócić do prawowitych właścicieli, a pobudowane przez dotychczasowych dzierżawców budynki miały
być rozebrane i zabrane z terenów włościańskich. Władze dbały o to, aby ludność
włościańska (chłopska) była pozbawiona m.in. wpływów szlachty czy żydowskich jako
mających negatywny wpływ na kształtowanie wiernopoddańczych postaw swoich
poddanych we wsiach ukazowych. Nic też dziwnego, że wyniku takich działań i kształtowania postaw oraz wprowadzonych przepisów, wiosną 1913 roku w czasie wiecu (zebrania) gromadzkiego w Małkini, uprawnieni do głosowania włościanie podnosili m.in. sprawę wypędzenia Żydów z Małkini. Jednak taka uchwała nie przeszła i nie została przez wójta zapisana w księdze uchwał i podpisana. To właśnie te i późniejsze działania, mające na celu wstrzymać ten proces, zostały opisane i opublikowane w korespondencji jednego z czytelników ówczesnej Gazety Świątecznej w styczniu 1914 roku, a najprawdopodobniej mieszkańca Małkini, występującego pod pseudonimem Jan Śl. Ta korespondencja z kolei stanowiła główną podstawę do wyciągania wniosków na temat czy chłopi małkińscy chcieli być szacownymi mieszczanami-rolnikami czy też obawiali się i dlaczego. Nic by nie uratowało małkińskich Żydów przed przymusowym opuszczeniem wsi, gdyby sami właściciele ziemi wystąpili do sądów gminnych o usunięcie siłą dotychczasowych dzierżawców czy podnajemców. Takie prawo im przysługiwało. Tak się jednak nie stało, a małkińscy chłopi w tamtym okresie chyba jeszcze nie dorośli, aby stać się szacownymi mieszczanami rolnikami. Tak bywa, że powtarzany nadmiernie niefortunny żart przeradza się czasami w absurd. Z drugiej strony zamieszanie w Małkini w tych latach było znaczne i zmiany zachodziły jedna po drugiej. Najpierw kolej i poczta, potem stacja węzłowa.
Następnie kaplica i kościół z cmentarzem. Kółko rolnicze i kas zapomogowo-pożyczkowa.
Do tego biblioteka i Dom Ludowy. Na to wszystko nowi przybysze i to zazwyczaj innego wyznania: luteranie, prawosławni i wyznania mojżeszowego. Ponadto, sklepy, zakłady usługowe i manufaktury. To wszystko mogło powodować, że miejscowi mogli czuć się zagubieni i zmęczeni tempem zmian. Pękał trochę dotychczasowy monolit. Inne społeczności tego rozwoju pragnęły, tu mogło być go za dużo. Wybuch I Wojny Światowej
przerwał ten proces. Jednak opis tej sytuacji i złożoność problemu pozwalają lepiej
zrozumieć m.in. postawy tych przedsiębiorców pochodzenia żydowskiego, jak choćby Jakowa Rakowskiego, którzy nie czekając na rozwój sytuacji po 1912 roku, likwidowali swoje świeżo pobudowane firmy i magazyny i przenosili interesy do okolicznych miast, osad czy na tereny nie ukazowe. Bardziej zrozumiała jest również przyczyna i odpowiedź na pytanie, dlaczego tak chętnie była kupowana przez ludność żydowską ziemia w najbliższej okolicy od
stacji kolejowej, niezagrożonej restrykcyjnymi przepisami, czyli ziemia drobnoszlachecka w
Zawistach Dzikich. Następnie budowano tam firmy i zakłady usługowe. Rodzima ludność z
Zawist po sprzedaniu swoich skrawków ziemi jechała np. do Ameryki. Przypisywanie
małkińskim chłopom, że z obawy przed wzrostem liczby Żydów w Małkini woleli nie być mieszczanami, jest zbyt dużym uproszczeniem lub nadinterpretacją rzeczywistej wówczas
sytuacji. W kolejnej części szerzej o zawiłościach oraz uwarunkowaniach prawnych budowy kościoła
w Małkini i innych formach działalności małkińskiego społeczeństwa na przełomie wieków.

Opracował: Krzysztof Ościłowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz