Francuzi świętują zwycięstwo w wyborach prezydenckich socjalisty Francois Hollande'a. Hollande uzyskał około 52% proc. głosów, a Sarkozy - 48. Lewica powraca do władzy we Francji. Według MSW, frekwencja w drugiej turze wyniosła 81,2%, czyli nieco
więcej niż w pierwszej turze dwa tygodnie temu. Jednocześnie do urn
poszło mniej Francuzów niż w drugiej turze poprzednich wyborów
prezydenckich w 2007 roku (85,3 %).
U nas o takiej frekwencji można tylko pomarzyć. Jeżeli przekracza 50%, to już uważa się ją za dobrą. Co drugiemu Polakowi nie zależy na uczestniczeniu w wyborach, ale narzekają wszyscy.
Naprawdę byłoby ciekawie, gdyby tak jak we Francji prawie wszyscy zaczęli nagle głosować. Oni umieją korzystać z demokracji, my nie za bardzo. Często powodem nieuczestniczenia w wyborach jest brak zaufania do władzy, i myślenie że nasz głos coś może zmienić. To jest podstawowy błąd. Tak postępuje przeciętnie co drugi Polak. Nawet w pierwszych wolnych wyborach w 1989 roku do urn poszło około 50% wyborców. Ludzie domagali się wtedy drastycznych zmian i
otwarcia na zachód. Jednak moim zdaniem okazało się, że nie wszyscy uwierzyli, że zmiany mogą być na lepsze. Zresztą i dziś znam sporo osób, które tęsknią za ,,komuną". Wtedy wszyscy przynajmniej mieli jakąś pracę, czasem dostali z przydziału mieszkanie, pobudowali dom. Przed każdymi wyborami część ludzi czuje się oszukanych, bo uwierzyli w zapewnienia, tych co obiecywali, że będzie lepiej. Frustracja cągle narasta. Ludzie często głosoją nie za tylko przeciwko innym i to jest cały problem naszych wyborów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz