25 lat temu we wrześniu, aby dostać się na pierwszy koncert w Polsce zespołu IRON MAIDEN na warszawskim Torwarze nie dość, że nie można było normalnie kupić biletu, to jeszcze aby dostać się na Torwar trzeba było przejść przez kordon ZOMO. Nie było to wcale takie łatwe. Gdy znad sceny w oparach mgły wyłoniła się potężna maska, to nastąpiła euforia. Leciał chyba wtedy utwór Number of The Beast. Podobna morda jak w tym koncercie w Rio była nad sceną. Tylko wyglądała jakby ktoś ją napompował. Koncert był zaj..sty. Warto było.
Teraz wystarczyło kupić bilet i można w piątek poszaleć na Bemowie przy dźwiękach Iron Maiden, Motorhead i jeszcze kilku kapelach metalowych. Co ciekawe, to moi synowie też lubią taką muzykę i poszaleją, a ja niestety w domu. Kiedyś ten dzień, to był niemal jak święto. Torwar był wypełniony po brzegi, a w uszach piszczało kilka dni. Oto fragment artykułu o występie na Torwarze w 1986 roku: Ostatni z tych występów - na warszawskim Torwarze - przerodził się w starcia fanów z milicją. Gdy zespół wyszedł na scenę, a spora część niedoszłej publiczności, choć z wejściówkami w ręku, wciąż jeszcze nie mogła dostać się do sali, do rozpraszania fanów Iron Maiden ruszyły oddziały ZOMO. Czy organizatorzy nie dali sobie rady z organizacją koncertu, czy może sprzedano więcej biletów, niż mogła pomieścić hala, a może po prostu służbom porządkowym zbyt szybko puściły nerwy - nie wiadomo. Fani jednak do dziś wspominają ten incydent na licznych forach internetowych poświęconych brytyjskiej kapeli, przypominając, że często jedyną pamiątką z tamtego koncertu był ślad na ciele po zomowskiej pałce. Polecam stronkę o piątkowym koncercie na Bemowie: http://pl.sonispherefestivals.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz