czwartek, 25 lipca 2013

Dyplom ze złudzeń

źródło: http://rozmaitosci.com
Studia. Kiedyś symbol prestiżu, będący gwarancją przynależności do elity intelektualnej, do której dostęp mieli tylko nieliczni. Nic dziwnego, bowiem jeszcze około 40 lat temu studiowało jedynie dziesięć procent społeczeństwa. Dziś ranga studiów drastycznie spadła, skoro teraz prawie każdy może się pochwalić dyplomem wyższej, choć niekoniecznie dobrej uczelni. Sytuacji nie poprawia fakt, że jak grzyby po deszczu wyrastają coraz to nowsze szkoły wyższe, a może raczej przedsiębiorstwa miernego poziomu, mamiąc przyszłych klientów różnymi, dziwnymi hasłami reklamowymi.
Mimo jawnego wciskania kitu, młodzi ludzie dalej chętnie wybierają się na takie studia, nierzadko wybierając kierunki, niezwiązane z własnymi zainteresowaniami, czy zdolnościami. Ważne aby był papierek, którym można się pochwalić. Niestety, w większości przypadkach na chwaleniu się kończy, a papierek można wcisnąć w ciemny kąt. Świetlana przyszłość się zamazuje, pozostaje niesmak i rozczarowanie, żal za zmarnowanym czasem i pieniędzmi, kiedy trzeba ustać w kolejce po podpis w urzędzie pracy. Rynek pracy niedługo wybuchnie od nadmiaru magistrów. Pomimo tego, w dalszym ciągu nie brakuje chętnych do wzięcia udziału w „fabryce bezrobotnych”, często z wielkimi roszczeniami co do własnej osoby.

Nie ulega wątpliwości, że studiowanie jest modne, gdyż w teorii daje mnóstwo atrakcyjnych perspektyw. Można przecież poznać wiele ciekawych osobistości, obracać się w ich towarzystwie lub też wyrwać się z małej mieściny, w której niechętnie się mieszkało. Wyjazd na studia jawi się jako wspaniała przygoda, poparta jedynie opowieściami starszych znajomych, czy też wybujałymi amerykańskimi filmami, w których to życie studenckie przedstawiane jest w sposób bardzo powierzchowny – można cały czas imprezować, pić do upadłego i nie trzeba się dużo uczyć, bo przecież w filmie nikt nad książkami nie ślęczał. Student chce jak najlepiej wykorzystać czas z dala od wszystko śledzącego wzroku rodziny, upaja się wolnością, zupełnie zapominając o tym, po co tak właściwie znalazł się na studiach.
Młodzi ludzie, choć sami się do tego nie przyznają chcą także w ten sposób przedłużyć dzieciństwo, oddalić moment wejścia w dorosłe życie, które zresztą łączy się z ogromną odpowiedzialnością, nowymi problemami i wieloma wyrzeczeniami. Jest to poniekąd podyktowane strachem przed podjęciem pracy, pójściem na swoje. Chcą mieć też czas na zastanowienie się nad sobą, gdyż nie wszyscy w tak młodym wieku potrafią jeszcze jasno sprecyzować swoje pragnienia.
Niestety proces edukacji, zarówno podstawowego jak i średniego odcisnął duże piętno na młodzieży. Przykro mi to stwierdzić, lecz nauczyciele (nie wszyscy) zamiast wzbogacić ucznia, zachęcić do nauki, być może poprzez odkrycie jakiś ukrytych talentów uczą w sposób suchy, często niezrozumiały dla swych podopiecznych. Nie potrafią, bądź nie chcą zachęcić do nauki, czego efektem jest wkuwanie na pamięć, aby zaliczyć i wreszcie mieć święty spokój. Z takim oto stosunkiem do nauki absolwent liceum, czy technikum wybiera się na studia, żyjąc w mylnym przekonaniu, że uczy się dla oceny, a przecież powinien uczyć się dla siebie. Bez konkretnych zainteresowań z jakiejkolwiek dziedziny nauki, pozbawiony pasji wybiera kierunek najbezpieczniejszy, na którym wie, że się utrzyma. Tyczy się to głównie nauk humanistycznych i takim oto sposobem na rynek pracy zostaje wypuszczony kolejny pan politolog i pani socjolog, którzy z niekompletną wiedzą nie mają zielonego pojęcia, co dalej ze sobą czynić. Dopiero wtedy także zdają sobie sprawę z tego, że pracodawca nie szuka kogoś z papierkiem, lecz przede wszystkim ludzi z konkretnymi umiejętnościami. Oprócz dyplomu więc nie mają nic innego do zaoferowania.
Młody człowiek bez zastanowienia wybiera taki, a nie inny kierunek swojej dalszej drogi z przyczyn często jak widać błahych. Głównym powodem podejmowania tych nieprzemyślanych wyborów jest również fakt, iż nasze polskie społeczeństwo cały czas żyje w przeświadczeniu o konieczności zdobywania wyższego wykształcenia, które jako jedyne jest przepustką do kariery i zdobycia dobrze płatnej pracy. Często to właśnie rodzice popychają swoje pociechy do takiej decyzji, już od najmłodszych lat wpajając im do głów swoje kazania, niemal wręcz strasząc wizją bezrobocia. Ileż to ludzi robi wiele rzeczy pod dyktando swych rodziców, ilu zmarnowało swe autentyczne talenty, starając się sprostać ich ambicjom? Presja otoczenia sprawia, że młodzież nierozważnie podąża wraz z tłumem, polegając na decyzji innych, a nie biorąc pod uwagę własnych potrzeb.
A czemu by tak nie nauczyć się konkretnego zawodu? Coraz mniej mamy przecież w Polsce fachowców. Ale tu jest pies pogrzebany. Bo to przecież wstyd iść do zawodówki, bo tylko ci gorsi tak robią.
Żaneta Szulc

5 komentarzy:

  1. Jakby to powiedział Ferdek Kiepski:

    "Magistrów to jest jak psów a robić to ni ma komu"

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety doprowadziliśmy do zaniżenia wartości magistra ponieważ za dużo studentów mamy i wykształciliśmy, a pracy dla tylu nie ma co spowodowało, że wymagania na niższych szczeblach zostały obięte wymogiem papierku magistra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały problem zaczyna się już w podstawówce i gimnazjum, gdzie wynik egzaminu końcowego nie ma żadnego wpływu na promocję do gimnazjum, czy ukończenia gimnazjum. Tak samo jest z maturą, którą aby kiedyś zdać potrzeba było wiedzy ponad 50%, teraz wystarczy 30 a potem aby regularnie płacić

    OdpowiedzUsuń
  4. Studenci, którzy nie płacą, na dobrych państwowych uczelniach, też prezentują marny poziom. Wystarczy przeczytać kilka wypowiedzi wykładowców. Potrzebne są tu nowe regulacje prawne, albo zostawić tą sprawę wolnemu rynkowi. I chyba tak to się dzieje, wolny rynek zredukuje prywatne szkoły wyższe, kosztem niedokuczenia pokolenia polaków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoły prywatne powinny być ale nie na takiej zasadzie jak teraz. Pamiętam za moich czasów jak moi ciut starsi koledzy kończyli szkoły średnie to masa ludzie szła na studia do Łomży czy Ostrołęki. Dziś nawet mamy wydział uczelni wyższej w Ostrowi w starym LOK, gdzie budynek to zbiór kilkunastu baraków. Szkoły prywatne powinny kwalifikować na studia nie po przez mamonę jak to teraz jest ale po przez wiedzę czyli egzaminy. Byłbym za tym, żeby te uczelnie były dotowane z Państwowej kasy, a nie z prywatnych kieszeni. Ponieważ zawsze zadziała interes biznesowy, a nie edukacyjny. Druga kwestia to powinno się zmniejszyć liczbę miejsc na uczelniach. Powiedzmy jak teraz mamy z 100 tyś miejsc to powinno się zmniejszać co roku do pewnego poziomu co z drugiej strony, będzie powodowało podniesienie poziomu studentów (dostaną się najlepsi) Druga sprawa to dla pozostałych trzeba rozwijać mocno nauczanie techniczne i zawodowe, gdzie teraz mamy ogromne braki w takich pracownikach.

    Jakby nie patrzeć ja wolę być bez mgr z zawodem zarabiający 2000-3000 niż z mgr zarabiającym 1100-1500.

    OdpowiedzUsuń