Jechałem dziś jak zwykle pociągiem do pracy. W Łochowie wsiadła pewna pani w wieku około 40 lat. Gdy tylko usiadła zaczęła grzebać w torebce i zaczęła stamtąd wyciągać różne przyrządy. Najpierw wzięła lusterko i pensetę. Zaczęła wyrywać włoski na brwiach. Zajęło to jej całą drogę, aż do Tłuszcza. Potem wzięła tusze do rzęs. Trwało to też kilkanaście minut zanim tusze wylądowały w torebce. Zanim wyciągnęła konturówkę do ust (chyba tak to się nazywa), pociąg minął już Wołomin. Gdy chowała konturówkę pociąg był już w Ząbkach.
Całe szczęście, że miała umalowane usta szminką, bo do Warszawy pewnie zabrakło by czasu, aby dokończyć wszelkie czynności. Dobrze, że pociąg teraz jedzie kilka minut dłużej, to można ze wszystkim zdążyć. Przypomniał mi się fragment filmu, gdzie robotnik zjada wieczorem śniadanie, aby rano mógł pół godziny dłużej pospać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz